Po pięknym, słonecznym ,rozleniwiającym złocisto-jesiennym weekendzie spędzonym za pewne mniej lub bardziej aktywnie przez większość z nas na łonie natury... z rodziną bądź w gronie znajomych ...I stanowczo za krótkiej,a bynajmniej nieupojnej nocy - obuchem w łeb : budzik !!! -w moim przypadku 6:50 .
Oczy śpią ,ciałko też- zakopane starannie w kołderkę, tylko uszy analizują stan otoczenia : ślubny pochrapuje smacznie,totalna cisza w pokojach dzieciorów...i ten przeklęty budzik / z bardzo sympatyczną muzą nota bene .../Metaliczny irytujący, łoskot drugiego budzika i histeryczny zaspany krzyk Średniego : mamo wstawaj!!!
Grrrrr...od razu wiem ,ze żyje . I ten trudny moment walki samej z sobą - na szali buntowniczo waży się : punktualne dowiezienie nakarmionych synów do szkoły , a dalsza przyjemność przebywania w cieplutkim łóżku... Wygrywa jak zwykle poczucie obowiązku i miłość do bliźniego /jak zwał tak zwał .
Po przejściu rutynowych perturbacji i wspólnej mobilizacji udaje nam się dość sprawnie dotrzeć do samochodu
i wyruszyć do szkoły /z 2 młodszymi synami...Pierworodny już samodzielnie tego dokonuje ,w końcu licealista :) i tylko 3 przystanki metrem do budy /
Poniedziałek -do pracy Stoję półprzytomna ! pod szkołą :dzieci mam już z głowy / póki co / i udało nam się sprawnie dojechać i nie spóźnić .Zawsze rozczula mnie ten poniedziałkowy obrazek: najmłodszego lecącego w podskokach do szatni z przekrzywionym tornistrem na plecach, a obok prężnymi susami czuwający średni 10-cio letni brat - z lekkim grymasem na twarzy wywołanym przez ciężar chorej ilości !!! książek w plecaku ,targanym właśnie na grzbiecie...O ironio ! Biedne dzieciaki -od najmłodszych lat odkrywają gorzką prawdę : nic w życiu nie przychodzi lekko ,łatwo i przyjemnie lol.
Dopiero teraz dociera do mnie jak szary i chłodny poranek mnie przywitał ... Wysyłam pozytywnego Sms'a do znajomych ...jadę samochodem na stacje benzynową - lampka rezerwy pali się rozpaczliwie .Hmm...na Shell'u kolejny obuch w łepetynkę : benzyna 4,69 PLN !! super ...bolesnej poniedziałkowej rzeczywistości ciąg dalszy :(
I jeszcze poranne zakupy ...bo przecież po weekendzie rozpaczliwe pustki w lodówce ... jak ja to "kocham"
Kochani życzę Wam i sobie baaardzo normalnego Poniedziałku i całego nowego tygodnia ...!
Zgniatam i pozdrawiam
Zdesperowana Bambushi